Argentyna - marzenie zrealizowane

Argentyną byłem zafascynowany już od dziecka. Urodziłem się w latach 80-tych, kiedy cały świat zachwycał się też argentyńską reprezentacją w piłce nożnej, a szczególnie jej fenomenalnym liderem, Diego Maradoną. Co prawda niewiele pamiętam z tamtych lat, ale początkowo chyba spodobała mi się nazwa kraju i barwy jego flagi narodowej, co następnie przerodziło się w zainteresowanie jego historią i kulturą. Wiele lat później miałem okazję poszerzyć swoją wiedzę o Argentynie poznając stopniowo literaturę Borgesa, muzykę ludową, rocka czy też tango. Jeszcze w Polsce, dzięki przyjaciółce z Bahía Blanca, która przez kilka lat mieszkała w Trójmieście, całkowicie pochłonęła mnie kultura picia yerba mate. Mój dobry kolega, którego wówczas znałem jedynie wirtualnie, a dziś mieszka w Polsce, wysyłał mi ze swojego rodzinnego Comodoro Rivadavia płyty z muzyką i filmami argentyńskimi w zamian za przesyłki z Polski. Z kolei po przyjeździe do Barcelony od samego początku zaprzyjaźniłem się z tutejszymi Argentyńczykami i mój hiszpański w ciągu kilku miesięcy został w 100% "zargentynizowany". Przyszła więc pora na zrealizowanie jednego z moich największych marzeń. Wraz z dwójką przyjaciół zarezerwowaliśmy bilety lotnicze z Barcelony do Buenos Aires i z powrotem na marzec. Zrealizowanie tego marzenia wymagało rzucenia mojej pracy, ale nie zastanawiałem się nad tym nawet przez chwilę. Podróż była dla mnie ważniejsza, po powrocie przecież poszukam innej pracy!

A więc polecieliśmy. Byłem niezwykle podekscytowany tą wyprawą i absolutnie się nie zawiodłem. Wszystko co tam zobaczyłem wręcz przerosło moje oczekiwania. Aby przybliżyć nieco atmosferę panującą w tym niezwykłym kraju, podzielę się z Wami niektórymi wrażeniami. Zacznijmy od stolicy, pozostałe miejsca opiszę już w innych wpisach. Buenos Aires mogłoby leżeć gdzieś w Europie, zwłaszcza na południu. Przypomina nieco bardziej chaotyczne i o wiele większe włoskie czy też hiszpańskie miasto, np. Madryt lub Neapol. W starszych dzielnicach takich jak San Telmo czy Palermo, architektura przywołuje na myśl właśnie południe naszego kontynentu. Tak zwane Microcentro, czyli ścisłe centrum miasta, w którym mieszczą się siedziby banków i międzynarodowych korporacji, jest bardzo nowoczesne. Najbardziej nowoczesna jest bogata dzielnica Puerto Madero - pełna przeszklonych apartamentowców, równo przystrzyżonych trawników oraz drogich samochodów. Tam mieszkają niektóre z najbogatszych osób w kraju.

Obelisk przy Avenida 9 de julio
Na przeciwległym końcu tej hierarchii znajdują się tzw "villas". Nie mają one nic wspólnego z polskim znaczeniem słowa "willa", wręcz przeciwnie - są to dzielnice biedoty, w której ludzie budują domy z czego popadnie. Czasami są to domy z cegły, innym razem materiałem budowlanym jest glina. Przejeżdżałem przez 2 "villas" - w Rosario, oraz Buenos Aires, niedaleko dzielnic Retiro i La Recoleta. Widok tej drugiej "villi", słynnej w Argentynie Villa 31, był dość zaskakujący: Jechałem z kolegą autostradą z bogatego San Isidro w kierunku centrum stolicy, gdy nagle po obu stronach jezdni, już wzniesionej kilka metrów nad ziemią, pojawiły się budynki z cegły, z wystającymi metalowymi prętami. Wiele było nieukończonych, żaden nie był pomalowany, a kolejne piętra sprawiały wrażenie dobudowanych w miarę jak rozrastały się rodziny. Wyglądały zupełnie jakby były wzniesione "na dziko" i z tego co mi opowiedziano wynika, że tak właśnie się to odbywa - bez żadnego pozwolenia. Podobno na przedmieściach Buenos Aires znajdują się o wiele bardziej zapuszczone i niebezpieczne "villas".

Szokujący wydał mi się kontrast Villa 31 z Puerto Madero czy też San Isidro. W tej pierwszej ludzie nie mają zupełnie nic i ledwo wiążą koniec z końcem, natomiast w dwóch pozostałych mieszkańcy grają w golfa i polo oraz dojeżdżają do pracy do Microcentro drogimi samochodami. Ta wielka przepaść dzieli niejeden kraj tego kontynentu i utrudnia jakiekolwiek zrozumienie i dialog. Po raz pierwszy w życiu widziałem tak wyraźnie zaakcentowane podziały społeczne.

Kolejna rzecz, która zaskoczyła mnie w Buenos Aires to ogromne dystanse jakie musiałem pokonać jadąc na przykład z San Telmo do położonego na przedmieściach San Isidro albo też do Liniers na mecz piłkarski drużyny Vélez Sarsfield. W obu przypadkach było to około 40 minut, odpowiednio pociągiem i autobusem. Różnica między poszczególnymi dzielnicami przywołuje na myśl Barcelonę. San Telmo i Boca czy też Palermo sprawiały wrażenie odrębnych miasteczek w obrębie Buenos Aires. Tak jak barcelońskie Gràcia czy Sants, mają one swoje własne centra wokół których toczy się życie dzielnicy. Życie nocne w Buenos Aires jest imponujące. Jednej nocy udaliśmy się na plac Dorrego w San Telmo, gdzie dziesiątki osób uczestniczyły w "batukadzie", czyli swego rodzaju koncercie bębnowym. Tradycja ta jest szczególnie mocno zakorzeniona w Brazylii. Kilkanaście metrów od grupy bębniarzy i ludzi tańczących jak w transie, kilkanaście par tańczyło tango. Poniżej możecie obejrzeć krótkie filmy z obu muzycznych wydarzeń z tego samego placu, o tej samej godzinie:



Oprócz tego zapraszam też do obejrzenia galerii najciekawszych zdjęć z Buenos Aires:
Centrum Buenos Aires
Centrum Buenos Aires
Microcentro



Tablice upamiętniające studentów porwanych w czasach dyktadury



W tle Puerto Madero
Obelisk przy Avenida 9 de julio

Na ulicach wciąż jeździ sporo bardzo starych samochodów
Słynna Café Tortoni, istnieje już od 150 lat
Napis po katalońsku na jednym z modernistycznych budynków
Protest przeciwko nierównym podwyżkom w pewnym szpitalu




Wszechobecna Evita Perón

Comentarios

Entradas populares de este blog

Język kataloński w teorii i praktyce

Katalończycy tłumaczą: Skąd ten separatyzm?

Podatki Leo Messiego - Kto stoi za oskarżeniem?

Diada 2014: V jak "votar". Katalonia chce głosować.

Bye Bye Barcelona - Dokument o turystyce masowej w Barcelonie

Nerwowa cisza przed burzą: Referendum 1-O w Katalonii

Festa Major de Gràcia - święto Gràcii

Dzień hiszpańskości w stolicy Katalonii

Some Indian movies on women's rights

Walencja: Wizyta u kuzynów z południa